Wąż, kiedy utworzył koło, wziął swój ogon we własne usta, scalił cały kosmos.
Stało się wszystko we wszystkim. Naturalny cykliczny ruch dający wszelkie życie.
Mroczną podróż z Ouroboros zaczęłam od ich jedenastej płyty. Po pierwszym przesłuchaniu byłam bliska przekonania, że lepiej byłoby w ogóle się z nią nie zapoznawać. Do twórczości Ouroboros należy znaleźć klucz. Trudno tu o recenzję, bo i niezupełnie jest to muzyka. Śladowe fragmenty melodii w chaosie dziwnych, mrocznych dźwięków. Taka jest rzeczywistość. Lecz którego melomana ona dziś obchodzi. Czyż nie piękniej jest w świecie smoków i prostej moralności, gdzie smutek jest smutkiem, a rozpacz łzą i pragnieniem śmierci? Anima et Caro. Dusza i ciało.
Wejdźmy więc w Księgę węża. Odważnie zstąpmy w świat podziemi - Opus Tartari!
Dajmy świadectwo siły ludzkiej imaginacji.
Akt I odsłona pierwsza - Sigillum Solis.
Odgłosy setnej armii toczącej starożytne działa i głuchy dźwięk dzwonu stłumiony kamiennymi murami i wielką warstwą gliniastej ziemi. I tuż zza pleców archaiczny demona szept. W ciemności dociera daleki, niewinnych kobiet chór...
Akt II Pavor Nocturnus.
Jest noc, gorąca wilgoć, barabany grzmią, a szamanka przyzywa nocnego potwora, zawodzi ktoś, daleko, rozpaczliwie, bezsilnie...
Akt III Acqua Regia
Wciąż w lochach, bractwo wilków rozpacza nad losem świata, w opactwie mnich z mnichem zlewają się w modlitewny chór. Kobiecy świdrujący sopran próbuje się przebić, a w tle dźwięczy klawesyn. To strach i wyczekiwanie niczym bardzo szczególne intermezzo między życiem a śmiercią.
Akt IV Artifex III
Upiór w operze śni kosmiczny sen o kobiecie o wilgotntej dłoni i diabelskim głosie.
Sugestywny i krótki, sen którego nie było, sen czy nie sen...
W ciemmności wciąż jest zapach i szept ...
Odsłona piąta V Opus Tartari.
Przebudzenie w lochach opactwa. W dalekim tle sakralny chór, klawesyn z wyraźnej przez chwilę melodii rozsypuje się w kosmiczne klawisze z jękiem wydobywającym się z jeszcze głębszych czeluści. Opus Tartari - Dzieło Piekieł.
Scena szósta i siódma.VI i VII Pulvis Solaris i Corpus Mundum.
Lekki dzwon zapowiada odmianę,sakralna opera niesie nadzieję. Już nie loch lecz pusta i ciemna katedra. Pod krzyżem ze świecą obłapioną czarną rękawiczką klęczy kobieca postać.
Bez wieku i zamiaru.
Uwięziona w innym wymiarze. Medium.
Jej gestem i świadectwem, jej osłoną i obroną jest głos. Wysoki, dźwięczny i dramatyczny.
Z gardła coraz głośniej się wywija, przerażająco ostry, i wkręcający się w najgłębsze czeluści jestestwa, w wyższych partiach, w niższych jest żałośnie melodyjny.
Organy podnoszą silne entre do kulminacyjnej sceny i gdy prawie eksplodują już witraże, podmuch gasi płomień świecy i zapada noc.
Jest tylko metal, wizja zniknęła, wiatr gwiżdże delikatną metalową melodię i mogę się tylko domyślić co jest treścią kończącej spektakl recytacji. Zapewne to rzecz o tym co ulotne, o granicach poznania, o mierności duszy ludzkiej i ludzkiego rozumienia czy ludzkiego odczuwania.
Wąż zatoczył koło. Ouroboros potrafi poruszać wyobraźnię. Byłaby to muzyka doskonała jako ilustracja do spektaklu czy filmu. Już sama w sobie jest inscenizacją, słuchowiskiem, tłem do wydarzeń. Znam tylko jeden zespół równie ilustracyjny i zarazem równie groteskowy w podejściu do sprawy. To chilijski Uaral, którego smutek jest tak ekspresyjny, że niewielką tylko kreską odcina się od groteski. Tej liryki i poezji w melodyce Opus Terteri odrobinę brak. I niech ogromnym komplementem dla formacji będzie fakt, że budują grozę równie sugestywną jak Klaus Schulze w Wieży Babel.
Olga
|